Duchowość pustyni

O życiu pustelniczym słów kilka…

pustelnia św. Jana z Dukli
Co Ty tu robisz…?
Takie słowa usłyszał dwukrotnie prorok Eliasz na świętej górze Horeb…(1 Krl 19, 9.13). Minęło już nieco ponad pół roku od mojego zamieszkania w „Samotni”, a więc w domu położonym na skraju lasu, nieco z dala od ludzkich osad i w pobliżu Góry Krzyża. Ja również często słyszę różnie sformułowane pytania ludzi, którzy chcą wiedzieć czemu tu przyszedłem. Niektórzy pytają: czy ksiądz tu na długo?, inni pytają czy podpadłem biskupowi, że mnie tu przysłał?, ale są też tacy, którzy pytają czemu ksiądz nas zostawił?, kiedy ksiądz do nas wróci?, a niektórzy próbują mnie przekonać, że jestem potrzebny w mieście, gdzie ludzie mieliby łatwiejszy dostęp do księdza egzorcysty i że tu gdzieś na pustkowiu się marnuję, podczas gdy mógłbym robić wiele dobrych rzeczy i pomagać ludziom, gdybym mieszkał w mieście. Hm… uśmiecham się na te wszystkie pytania i słowa, ale też staję każdego dnia przed Panem na mojej maleńkiej górze Horeb, to jest w kaplicy (bez której jakoś trudno mi sobie wyobrazić moje mieszkanie) i pytam czego Ty chcesz Panie? Po co zafascynowałeś mnie przed wieloma już laty duchowością pustyni i dlaczego, gdy czytam historię tylu mnichów – tych dawnych i tych współczesnych, którzy przede mną udali się na pustynię, to moje serce zaczyna mocniej bić, a na jego dnie pojawia się radość?
Co Ty tu robisz…? (1 Krl 19, 9) – to biblijne pytanie zadaję sobie każdego dnia. Czy jestem pustelnikiem? – pewnie takim „słabym” skoro tak często jestem w świecie, bo trzeba załatwić jakieś sprawy lub ktoś potrzebuje modlitwy o uwolnienie, są ludzie którzy potrzebują rekolekcji… Staram się nie szukać sam okazji do wychodzenia z mojej pustelni jestem naprawdę szczęśliwy, gdy mogę kilka dni pobyć „u siebie” i nie muszę po nic jechać do miasta, ale tak rzadko takie dni się zdarzają… Jeśli wychodzę do świata to tylko wtedy, gdy świat chce słuchać o Bogu i gdy drugi człowiek potrzebuje pomocy. Każde zaproszenie na rekolekcje, konferencje, spotkanie staram się rozeznać z Panem. Choć doświadczam, że nawet to moje „małe oddalenie od świata” jest już często odbierane jako dziwactwo lub poszukiwanie własnej wygody, bo zamiast zająć się normalnym duszpasterstwem siedzę gdzieś w domku przy lesie zamiast pomagać ludziom i głosić im Ewangelię. Dom, w którym mieszkam też może zewnętrznie i w środku nie przypomina pustelni, a więc jakiejś drewnianej chatki, w której jest tylko to, co potrzebne…(choć przyznam się w tajemnicy, że za taką czasem tęsknię i ten dom wydaje mi się za duży dla mnie, ale przecież trzeba przyjąć to, co Pan daje…) Czy mam zatem prawo mówić o pustyni, skoro ludzie widzą mnie tak często w zgiełku tego świata? Pewnie nie…

Dość już o sobie… Chciałbym jednak napisać kilka słów o tym, co mnie tu przyciągnęło i podjąć nieudolną próbę odpowiedzi na pytanie: Po co Ojcowie pustyni udawali się na samotne ustronne miejsca i czy dziś jeszcze jest miejsce na takie powołanie w Kościele?
We współczesnym zabieganym świecie jest wielu ludzi, którzy tęsknią za pustynią, jakkolwiek ją rozumieją. Tęsknią za chwilą zatrzymania, ciszy… Czy to oznacza, że mają powołanie na pustelnika? Absolutnie. Pragnienie pustyni jest częścią każdego z nas. Dlaczego tak jest? Odpowiedź możemy znaleźć w Piśmie Świętym. Już w pierwszych jego fragmentach, które opowiadają o tym, że Bóg stworzył świat i człowieka jakby „na pustyni”, z niczego. Tam są początki i tam jest ukryta najgłębsza prawda o człowieku – jest on stworzony do relacji z Bogiem. Ilekroć człowiek o tym zapominał, odwracał się od Boga i niszczył tę relację, Bóg wyprowadzał go na pustynię, by tam wracał „do początku”, do najgłębszej prawdy o sobie i by tam na nowo spotkał Boga, uczył się żyć w Jego obecności oraz słuchał Jego Słowa. To Pan powołuje na pustynię i z niej wyprowadza, gdy serce człowieka stało się już brzemienne Bożym Słowem. Tak Bóg czynił często z prorokami, choćby wspomnieć Eliasza, który stał się później wzorem życia pustelniczego choćby dla zakonów karmelitańskich. Bóg powołując proroka na pustynię napełniał jego serce swoim Słowem i posyłał go do ludzi, by im to Boże orędzie przekazał. Prorok zatem udawał się na pustynię nie dla siebie, ale dla innych. Również Jezus zanim rozpoczął publiczną działalność spędził 30 lat życia ukrytego w Nazarecie i ten czas przez wielu jest odczytywany jako pustynia. W końcu przed samym głoszeniem Królestwa Bożego Duch Święty prowadzi Jezusa na pustynię, by tam pościł i walczył ze złym duchem. Wreszcie najgłębszym wyjściem Jezusa na pustynię było doświadczenie Krzyża.
Ojcowie pustyni pragnęli naśladować nie tylko proroków Starego Testamentu, ale przede wszystkim samego Jezusa. Różne były motywy udawania się na pustynię. Jedni szli pokutować za swoje grzechy, inni udawali się tam, by tak jak Jezus walczyć z szatanem w imieniu całej ludzkości. Mnisi udający się na pustynię stanowili zawsze szczególny mur obronny dla miast i osad przed atakami złego na jego mieszkańców. Stąd ludzie zawsze cieszyli się gdy w pobliżu ich miejsca zamieszkania jakiś pustelnik budował swoją pustelnię i chętnie mu pomagali, bo wiedzieli, że ktoś za nich będzie się modlił i walczył ze złym. Byli i tacy adepci życia pustelniczego, którzy udawali się w głąb pustyni lub wysoko w góry, zamieszkując w jakiejś grocie skalnej, by szukać całkowitego odosobnienia. Nie była to jednak ucieczka z pogardy przed światem, gdyż idąc na pustynię zabierali oni ze sobą w sercu całą ludzkość, a nawet cały stworzony świat, by go ogarniać modlitwą.
Życie pustelnicze w zasadzie zrodziło się na Wschodzie. Oczywiście bardzo szybko Zachód również wypracował swoje własne formy życia monastycznego. W duchowości Wschodniego Kościoła doświadczenie pustyni jest jakby częścią duchowości każdego ochrzczonego. Każdy się jakoś ociera o pustynię. Jedni sami udają się na pustelnię na całe życie, inni odwiedzają pustelników w poszukiwaniu duchowego kierownictwa i życiowych porad. Ci drudzy czuli, że to właśnie pustelnicy, choć oddaleni na pozór od świata, mają Bożą mądrość w rozeznawaniu spraw życia codziennego. Specyficzną jednak cechą duchowości pustyni na Wschodzie było to, że wielu Pan powoływał na pustynię na jakiś czas, a potem sam dawał jasny znak, że człowiek ma opuścić pustynię i stać się pielgrzymem jak Jezus, niosąc i dzieląc się tym doświadczeniem, które otrzymał przebywając sam na sam z Panem. Również prorok Eliasz po doświadczeniu spotkania z Bogiem, otrzymuje nakaz: „Idź i wracaj” (1 Krl 19, 15). Dziś także Kościół na Zachodzie coraz więcej ma doświadczeń takiego powołania ludzi. Wielu kapłanów, zakonników, czy ludzi świeckich odczuwa powołanie na pustynię. Pan jednak wyprowadza ich tam na jakiś czas, by mówić do ich serca, a potem przysyła ich z powrotem do świata, by wypełniali jakieś ważne zadanie. Kiedyś w Kościele Zachodnim próbowano jasno oddzielać te dwa rodzaje powołania: masz powołanie do życia czynnego albo kontemplacyjnego. Jest to nieco sztuczny podział i owocował czasem tym, że ktoś mógł mieć te dwa powołania razem i „dusił się” w jakiejś jednorodnej formie życia zakonnego. Dziś dzięki żywemu zainteresowaniu doświadczeniem pustyni w Piśmie Świętym oraz dzięki zachwytowi początkami życia pustelniczego to spojrzenie się zmienia. Coraz częściej zdarza się, że któryś kapłan czynnie zaangażowany w posługę apostolską prosi o czas pustyni, który może trwać rok czy kilka lat. Dla innych wystarczy co jakiś czas przeżywany dzień pustyni i to im daje wystarczająco dużo siły. Tak czy inaczej każdy z nas potrzebuje doświadczenia pustyni, gdyż jest miejsce powrotu do źródeł. Im większe zabieganie i ilość zajęć, im bardziej wydaje nam się, że jesteśmy niezastąpieni i bez nas świat się zawali, tym bardziej potrzebujemy tego doświadczenia.
Nie wiem co Pan Bóg zaplanował dla mnie. Czy chce mnie powołać na pustynię do końca życia…? Czy da mi bardziej radykalnie odejść od świata…? A może powołał mnie tu na jakiś czas, by mówić do mego serca jak do biblijnej oblubienicy, a potem pośle mnie z powrotem do świata…? Nie ma co gdybać… Czuję się szczęśliwy, że jest Kościół, który rozeznaje i któremu pragnę być posłuszny. Dziś cieszę się, że Kościół w osobie Księdza Biskupa pobłogosławił mi w moim odejściu na „Samotnię”, co będzie dalej niech się Pan martwi i troszczy…, przecież Słowo mówi „dość ma dzień swojej biedy” (Mt 6, 34).

ks. Marcin